Ostatnio chodziła za mną myśl, żeby sobie założyć bloga, ale
nie dlatego, że to modne, tylko zaczęłam
czytać blogi o k-popie i właśnie taki mnie kusił, ale stwierdziłam, że
to za bardzo nie wypali, bo z moją mizerną znajomością języka angielskiego[*] mogłabym tylko kopiować wpisy z innych blogów, a że czytam dwa-trzy o takiej
tematyce to odbiera mi to trochę przyjemność jak widzę te same wpisy. Oczywiście i tak nie zrezygnuję z pisania o
k-popie, ale będę też pisała o innych rzeczach, czyli w zasadzie o wszystkim,
co przyjdzie mi do głowy. Nie wiem, jak
często i jak dużo będę pisała, bo zapał mam słomiany, ale jest nadzieja, bo kiedyś pisałam pamiętnik i to jakoś od
drugiej klasy szkoły średniej (a chodziłam do 5-letniego technikum) do drugiego
roku studiów.
Od jakiegoś czasu nawiedzają mnie refleksyjne myśli i to
niestety nie te wesołe. Może to kobiecy kryzys wieku średniego, który mnie
dopadł tuż przed trzydziestką? W każdym razie moje życie jest raczej nudne, bo
tylko praca i dom. Kiedyś to miałam jeszcze jakiś znajomych, a teraz? Tylko
wirtualnych. Zawsze byłam nieśmiała i nie wiedziałam o czym rozmawiać z ludźmi. Zresztą nigdy nie miałam dużo znajomych, ale
była grupka osób, z którą się trzymałam. Niestety, część się przeprowadziła się
w mniej lub bardziej odległe miejsca Polski, inni się ochajtali – ale to raczej
nie problem, bo nie miałam trudności z zaakceptowaniem drugiej połówki, ale z
ożenkiem przyszedł też czas na dzieci, a dzieci i ja to dwie różne bajki… A
mamusie to raczej już tylko o dzieciach rozmawiają, co mnie nie dziwi, ale też
nie ciekawi. No i jakoś mi się wykruszyli prawie wszyscy znajomi, bo jeśli kogoś
długo nie widzę, to staje mi się obcy. A
nowych bliższych znajomości nie umiem zawierać.
I tak dochodzę do drugiego tytułu tego wpisu. Mój wujek,
chociaż był stosunkowo młody, to jednak był schorowany i zmarł. Może wyjdę na
niewrażliwą, bo chociaż jestem straszną beksą, to jednak nie płakałam, choć już
niewiele brakowało, gdy pomyślałam, że to młodszy brat mojego ojca, a ja mam przecież starszą siostrę i wiem, że
bardzo bym przeżywała, gdyby coś się jej stało. No ale wujka nie widziałam
około 15 lat, a i wcześniej widziałam go z 2-3 razy, więc praktycznie był dla
mnie obcy. Nie chciałam jechać na pogrzeb przede wszystkim z dwóch powodów:
1) Pogrzeb to pogrzeb – to raczej przykry obowiązek, a nie
impreza towarzyska, gdzie człowiek z założenia ma się dobrze bawić, a ja
dodatkowo jestem przecież beksą, której wystarczy, żeby ktoś płakał, żeby sama
się rozpłakała.
2) Na pogrzebie będzie pewnie sporo ludzi , których w
większości nie będę znać i jak ja sobie
poradzę z swoją nieśmiałością i nierozmownością? Na początku nie wiedziałam czy
siostra będzie jechać, a z nią było by mi raźniej.
Gdybym się nie poczuwała do obowiązku, to mogłabym się
wymówić pracą, bo w końcu na pogrzeb trzeba było jechać prawie 400km w jedną
stronę, ale ostatecznie się zdecydowałam. Okazało się też, że siostra jedzie,
więc było mi trochę lżej na duszy. Ostatecznie cieszę się, że pojechałam.
Chociaż niewiele brakowało, to jednak nie płakałam na samym pogrzebie, na
stypie przez połowę czasu rzeczywiście przeszkadzała mi moja nieśmiałość i
nierozmowność, jeszcze zostało mi niezbyt fajne miejsce, a sam dojazd okazał
się problemowy, bo po przejechanych ledwo 80 km w aucie pękł jakiś uchwyt
łączący sprzęgło z linką i był problem ze zmianą biegów, a sama podróż też mnie
wykończyła. Więc dlaczego się cieszę? Ano dlatego, że ciocia się ucieszyła, że
przyjechaliśmy. Nawet gdyby tego nie powiedziała, to było widać, że nasz i
innych przyjazd dodał jej otuchy i przyniósł jej pewną pociechę, więc i ja się
poczułam dobrze. Tylko dlatego warto było jechać.
I na koniec załączył mi się (czarny) humor:
Czym się różni wiejski
pogrzeb od wiejskiego wesela?- Na wiejskim pogrzebie jest o jednego gościa
mniej niż na weselu.
Co myśli młoda wdowa
na pogrzebie starego męża? ” Nareszcie zesztywniał”.
_____________________
[*] W szkole
uczyłam się tylko niemieckiego, a angielskiego „nauczyłam się” tylko dlatego,
że od dziecka jesteśmy „atakowani” angielskim, w telewizji amerykańskie filmy z
polskim lektorem nie do końca zagłuszającym oryginalną ścieżkę dźwiękową, a w
radiu przeważnie anglojęzyczne utwory, więc coś podłapałam, ale powiedzenie, że umiem to przegięcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz