środa, 12 lutego 2014

Początki mojej miłości do Azji (i k-popu)…

Od „zawsze” jestem fanką anime (choć tak naprawdę zbyt dużo ich nie oglądałam), od x lat azjatyckich filmów, od trochę ponad 2 lat fanką dram i trochę ponad roku k-popu[*], a wszystko to pochodzi z Azji. Wiadomo, że to moje fanowanie skądś się wzięło. Jak czytam wypowiedzi po forach ludzi mniej więcej w moim wieku, to okazuje się, że moje źródło zainteresowania się tym, co azjatyckie, nie jest niczym nadzwyczajnym.
Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze byłam młoda mała, czyli w którejś klasie podstawówki (jeszcze tej ośmioklasowej) Polsat wpadł na genialny pomysł zakupienia japońskiej bajki, której chociaż tytuł[**] udało się przetłumaczyć wiernie, czyli „Czarodziejka z Księżyca”. Nie pamiętam tego już dobrze, ale pierwszego odcinka chyba nie udało mi się obejrzeć, a same anime załączyli mi rodzice. W każdym razie szybko się wkręciłam w oglądanie. Od razu po szkole leciałam do domu, żeby zdążyć na emisję, a jaka czułam się nieszczęśliwa, kiedy tato nie chciał mi przełączyć, bo oglądał wiadomości! Chociaż sam też potem oglądał z nami! Obejrzałam wszystkie serie, a jak potem powtarzali, to oglądałam jeszcze raz i jeszcze raz.
Anime opowiadało historię Usagi (w pl tłumaczeniu Bunny) Tsukino, która choć była osobą miłą i z dużą dozą empatii, to jednak była też straszną niezdarą i beksą. Pewnego dnia znajduje gadającego kota, Lunę, która oświadcza jej, że jest tytułową Czarodziejką z Księżyca i musi walczyć w obronie ziemi przed tymi złymi, a przy okazji znaleźć księżniczkę i Srebrny Kryształ. Pojawiają się też kolejne czarodziejki-wojowniczki, a także tajemniczy zamaskowany mężczyzna, w którym Bunny się zakochuje.
W sumie powstało pięć serii, czyli razem 200 odcinków, 3 filmy pełnometrażowe i 5 krótkometrażowych, zaś sama manga liczy 18 tomów. A w zeszłym roku poszła w świat wiadomość, że na 20-lecie SM ma powstać seria całkowicie nie powiązana z poprzednimi, tylko w zasadzie przedstawiająca od nowa całą historię i będzie bliższa mandze niż poprzedniczka. Jednak po szumnych zapowiedziach nastała cisza, aż w końcu wierni fani dowiedzieli się, że to latem tego roku seria poleci (oby znowu nie skończyło się na zapowiedziach - trzymam za to kciuki).
A czym mnie ujęło samo anime? W sumie można powiedzieć, że sama historia jest w banalna, czyli walka dobra ze złem, ale mnie spodobał się motyw (trochę naiwny, ale co tam), że jeśli człowiek się uprze i będzie próbował wiele razy, to uda mu się dotrzeć nawet do tej odrobiny dobra, która jest w każdym człowieku i odmienić go na lepsze. Mamy też sporo postaci pierwszoplanowych, więc jest w czym przebierać w poszukiwaniu ulubieńca, przewija się także sporo postaci drugoplanowych i wiele epizodycznych. Humor też potrafi być powalający.
Sailor Moon to nie jedyne anime, jakie wyemitowała nasza telewizja kiedyś kiedyś. Nie było ich dużo, ale nie wszystkie jednak oglądałam. Widziałam na pewno "Piłkę w grze" (Aoki Densetsu Shoot!) [może nawet pokuszę się o osobnego posta dla tego anime, ale do tego będę "musiała" obejrzeć serię jeszcze raz], "Kapitana Tsubasę", "Candy Candy", "Sally Czarodziejkę", a nie oglądałam "Dragon Ball'a" czy "Teknoman'a" (cały czas mam w planach). Chociaż zacząć by należało od powiedzenia, że "Sailor Moon" to nie pierwsze anime, jakie wyemitowała polska telewizja, bo często nawet nie zdawałam sobie sprawy, że coś zostało wyprodukowane w Japonii lub japońskie studio było współtwórcą, jak w wypadku sławnej "Pszczółki Mai" (serial jest ogólnie austriacko-japońsko-niemiecko-portugalsko-hiszpańsko-kanadyjski), jednak to właśnie SM rozsławiło anime w Polsce.
A wracając do początków mojej miłości do Azji... Od czasów SM interesowałam się mangą i anime, choć tak na prawdę niewiele ich oglądałam, bo nie bardzo miałam osobiście do nich dostęp i dopiero na studiach się to zmieniło, a nawet spotkałam osobę, która też oglądała anime. W każdym razie pomimo braku dostępu kupowałam gazetki poświęcone anime i mandze, żeby jako taką orientację mieć, co się przydało, bo się dowiedziałam, że mangi też są tłumaczone na język polski. I któregoś razu szukałam tłumaczonej mangi "Hana Kimi" i ....
Co z tego wynikło dowiecie się w innym poście (^_~).
_____________________________________
[*] Dla niezorientowanych najprościej tłumacząc: anime/manga - japońska/i kreskówka/komiks i to niekoniecznie dla dzieci; drama – japoński, koreański, tajwański lub chiński serial zamykający się najczęściej w jednym sezonie; k-pop – koreański pop (mocno uogólniając) zdobywający popularność nie tylko w całej Azji, ale i na świecie.
[**]W samym anime zdarzały się różne kwiatki, choćby (nie)sławne "Mydło, powidło".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz